Polska wyje z bólu
Państwo wali po zębach.
Żeby zrozumieć, dlaczego państwo traktujemy jak agresora dybiącego na nasze dupy nie trzeba uczonych analiz. Wystarczy pójść do dentysty.
Rynek usług stomatologicznych w Polsce wart jest ponad 10 mld zł, w tym zaledwie 1,8 mld to forsa z NFZ, czyli pochodząca ze składek na ubezpieczenie zdrowotne. Umowy z funduszem podpisało ponad 8 tys. gabinetów dentystycznych – ¼ wszystkich stomatologów – i choć kontrakty nie obejmują wszystkich ważnych dla kłów usług, z wykonaniem tak podstawowych jak ekstrakcja bolącego zęba, teoretycznie nie powinno być problemu. Ale kłopot jest, i to nielichy. Nawet gdy ubezpieczonego dorwą boleści.
Na papierze wszystko jest cacy: zgodnie z rozporządzeniem ministra od zdrowia „świadczeniobiorcy zgłaszającemu się z bólem świadczenia gwarantowane są udzielane w dniu zgłoszenia”. Czyli doskwiera ból ząbka, walimy do dentysty, System Elektronicznej Weryfikacji Uprawnień Świadczeniobiorców eWUŚ pokazuje, że jesteśmy ubezpieczeni, jeszcze tego samego dnia lekarz nas przyjmuje i po zawodach. Niestety ministerialnego rozporządzenia nikt nie traktuje poważnie. Także ministerstwo.
***
Przez telefon wcieliłem się w rolę pacjenta padającego na mordę z powodu górnej szóstki. We Wrześni, miasteczku 30-tysięcznym, w dniu zgłoszenia nie chciano mnie przyjąć w żadnym z gabinetów mających kontrakt z NFZ. Serdecznie zapraszano do złożenia wizyty za 2 tygodnie, za miesiąc, a nawet za kwartał, co uznałem za przejaw deficytu elementarnej wrażliwości, bo boleści symulowałem iście przedśmiertelne. Natomiast travail private – z francuskiego: robota prywatna – to była inna rozmowa: za żywą gotówkę z mojej prywatnej kieszeni chciano mnie posadzić na fotelu dentystycznym natychmiast. Pomyślałem, że w dużych miastach, pełnych ludzi wykształconych i wrażliwych, z pewnością jest inaczej.
***
Warszawa. Poradnia Stomatologiczna Agadent.
– Niestety, musi pan poczekać. Około dwóch tygodni. Proszę zadzwonić do naszej filii. Tam trzeba czekać tylko tydzień.
Dzwonię do filii. Z nadzieją, bo to „nowoczesny, klimatyzowany gabinet, wyposażony w najnowocześniejszy sprzęt stomatologiczny; profesjonalny zespół lekarzy i asystentek pozwala czuć się komfortowo i bezpiecznie, na życzenie filmy DVD”.
– Terminów na NFZ wolnych nie ma, ale chwileczkę… Jedna pani się odwołała i jest okienko. Może pan przyjść o piętnastej – słyszę w słuchawce.
Zauważam, że nie zdążę.
– W takim razie musi pan czekać na wolny termin, proszę próbować.
Centrum Stomatologii „Alfa-Medic”: – Lekarz w ramach NFZ przyjmuje tylko do 13.30, później tylko prywatnie. Decyduje się pan?
Wrocław. Specjalistyczne Centrum Stomatologiczne „Interdent”.
– Niestety dziś żaden doktor nie przyjmuje w ramach NFZ. Ale jutro jest szansa. Tylko z góry zaznaczam, że nie mamy z funduszem umowy na wykonywanie zabiegów chirurgicznych.
–Usunięcie zęba jest zabiegiem chirurgicznym? – pytam.
– Właściwie tak.
– Czyli za ekstrakcję zapłacę?
– Lekarz zadecyduje, jak pana zobaczy.
Klinika stomatologiczna „Dental Art”, motto „Leczenie zębów to sztuka”: – Na NFZ wolny termin mamy dopiero pod koniec przyszłego tygodnia. Wszystko zajęte, nawet na pogotowie bólowe pacjenci się pozapisywali i nie ma gdzie igły wcisnąć.
Centrum stomatologiczne „Nadent”: – Proszę zadzwonić jutro.
– A prywatnie da radę dziś? – prowokuję, acz nieskutecznie, bo ma rozmówczyni najwyraźniej wietrzy prowokację.
– Albo szuka pan na fundusz, albo prywatnie, niech się pan zastanowi – kończy miłą rozmowę.
Gdańsk. Gdańskie Centrum Stomatologiczne: – Do końca tygodnia nie przyjmujemy na NZF.
– Do końca tygodnia zdążę wyzionąć ducha – informuję.
– Przykro mi – obwieszcza recepcjonistka empatycznym głosem.
Na marginesie: centrum dba o wysoki standard świadczonych usług, czego dowodem jest nie tylko profesjonalizm recepcjonistki, ale także posiadanie certyfikatu jakości PN-EN ISO 9001:2009.
Na stronie internetowej informuje, że w ramach NFZ wykonuje usługi w zakresie stomatologii zachowawczej, protetyki i chirurgii stomatologicznej, ale gwoli jasności zaznacza, iż roczna gwarancja przysługuje tylko pacjentom leczącym się prywatnie.
Niepubliczny Zakład Opieki Zdrowotnej Dentical: – Proszę przyjechać, udzielimy panu pomocy doraźnej. Zbadanie zęba i diagnozę możemy zaoferować dopiero za 2 dni. Wcześniej nie ma możliwości.
***
Ekspertka z infolinii Rzecznika Praw Pacjentka: – To, co pana spotkało, to niestety norma, choć wszystkie gabinety, które odmówiły przyjęcia, postąpiły wbrew przepisom. W takim przypadku można zażądać pisemnego uzasadnienia odmowy i złożyć skargę do biura rzecznika albo do NFZ. Ale lepiej przyjąć strategię dyplomatyczną i najpierw dać do zrozumienia, że zna pan przepisy. Czyli powołać się na paragraf rozporządzenia ministra zdrowia obligujący do przyjmowania pacjentów z bólem. To zazwyczaj skutkuje.
– Ale dentysta, przymuszony do świadczenia usług w ramach NFZ, może dokonać strasznej zemsty…
– Sytuacja jest rzeczywiście delikatna. Dlatego mówiłam o dyplomacji. Warto opowiadać, że ząb tak dokucza, iż wijemy się z bólu. W połączeniu ze świadomością dentysty, że pacjent zna swoje uprawnienia, powinno przynieść pozytywne efekty.
***
Ministerstwo Zdrowia utrzymuje, że dostępność do usług stomatologicznych wykonywanych w ramach NFZ jest odpowiednia. Ale jak wynika z raportu NIK, resort tak naprawdę nie wie, co w trawie piszczy, bo zbyt rzadko kontroluje placówki, z którymi podpisano umowy na świadczenie usług – statystyczny gabinet stomatologiczny sprawdzany jest raz na 18 lat. Rezultat jest taki, że tylko 25 procent uprawnionych skorzystało z usług dentystycznych
i choroby jamy ustnej szaleją. Tymczasem – piszą inspektorzy NIK – „mimo niekorzystnej sytuacji epidemiologicznej, minister zdrowia nie dokonywał oceny dostępności świadczeń stomatologicznych, w konsultacji z samorządami wojewódzkimi”.
Nie widząc nad sobą bata, dentyści robią z pacjentami, co chcą. Jeśli się zlitują – pomogą. Jeśli serce im nie drgnie – mówią „paszoł won”.
Ale alibi mają niezłe. Np. założenie opatrunku w zębie według NFZ kosztuje 12 zł, a koszt rzeczywisty to 50 zł. Procedury protetyczne niedoszacowane są średnio w ok. 30 proc., a procedury leczenia zachowawczego – w granicach 20 proc. Trudno więc wymagać od stomatologów, aby zakontraktowane świadczenia wykonywali ochoczo. Tyle że umowy podpisali nie po to, żeby robić z pacjentów idiotów.
Tymczasem Polacy wyją z bólu i na państwo patrzą z coraz większa nienawiścią. Pogrążony w boleściach i obżarty paracetamolem naród może zagłosować na ugrupowanie Mariana Kowalskiego, licząc że ktoś dostanie po zębach.
Przerabiałem to na własnej skórze. Na rwanie zęba na tzw fundusz czekałem ponad pół roku,a za gotówkę 12 godzin. Niech ch.j strzeli te po.ebane ministerstwa z całą menażerią urzędasów i całą tą służbę zdrowia. Kopacz tak nadaje się na premiera jak wół do karety, przepraszam woła za porównanie, zresztą ta druga meduza Kaczyńskiego tak samo.
To chyba jestem jedyny który nie miał problemów albo fart 😉