Kiecka dla bozi
Wykorzystywanie dzieci do włażenia władzy w dupę to nie pedofilia, ale edukacja. Narodowa.
Deforma minister Zalewskiej przebiega sprawnie. Uczniowie gimnazjów chodzą do szkół podstawowych. A właściwie do oddziału gimnazjalnego imienia kogośtam w szkole podstawowej imienia kogoś innego. Uczniowie klas szóstych szkół podstawowych uczą się według starego programu przygotowującego ich do egzaminu gimnazjalnego, którego nie będzie. Druga klasa gimnazjów głowi się, czy za 2 lata wraz z absolwentami ósmych klas załapie się na miejsce w szkole średniej. Jeśli tak, to czy liceum będzie trwało 3 czy 4 lata.
Najbardziej w tym całym zamieszaniu dostał w dupę Związek Nauczycielstwa Polskiego, którego udawane protesty rozśmieszały Ministerstwo Edukacji Narodowej, a płaczliwe rachunki tysięcy zwalnianych belfrów okazały się gówno warte.
Od dwóch miesięcy nauczyciele tradycyjnie mają wszystko w dupie, zaś nowo mianowani dyrektorzy usiłują błysnąć przed tymi, którzy wynieśli ich na stanowiska. I mają problem, bo nie do końca wiedzą, czy fotel zawdzięczają władzy samorządowej, która ich zatrudnia, czy pisowskiemu kuratorium, które na edukacji trzyma łapę.
Doskonale zdają sobie jednak sprawę, że z ZNP mają sobie dać siana, bo związek jest passé. MEN dało o tym znać nader dobitnie: olało patronat nad organizowanym od lat przez „Głos Nauczycielski” konkursem na „Nauczyciela Roku” i wymyśliło swój własny – na „Nauczyciela – Wolontariusza Roku”.
Dzięki temu środowisko dowiedziało się kilku rzeczy, z których najważniejsza jest ta, aby kandydaci mieli wsparcie duchownych i – tak jak laureat pierwszej edycji Tomasz Przygoda – uczyli w dobrze kojarzącym się MEN miejscu, czyli w szkole na tarnowskim Krzyżu. Drugą ważną wskazówką dla dyrekcji placówek edukacyjnych było to, że dla kuratoriów bardzo ważny jest udział ich szkół w konkursach. Właściwych konkursach.
Całość na łamach