AGNIESZKA WOŁK-ŁANIEWSKA jest młoda, śliczna i zdolna. Szkoda tylko, że co tydzień musi gadać o dupie Maryni z tą stetryczałą GOŚKĄ DANISZEWSKĄ. Ale „pecunia non olet”.
Wołk-Łaniewska: – A co tobie nagle się na komplementy zebrało?
Daniszewska: – Nie zauważyłaś? To był afront pod płaszczykiem pochlebstwa. Sugerowałam, że jesteś chciwa.
– A może tylko zdesperowana? W każdym razie nie zauważyłam, albowiem mam samoindukowany syndrom Polyanny.
– Słucham?
– Postanowiłam, że doszukuję się wszystkiego najlepszego. W sytuacjach, a także w ludziach. Nawet w tobie. Żeby dać dobry przykład, chciałam ci powiedzieć, że miałaś rację z tym Wyrypajewem.
– Proszę…
– Dziękuję. To znaczy nie miałaś racji, że Czechow się zramolił, choć rzeczywiście „Wujaszek Wania” nie jest chyba jego największym dramatem. Ale to o tyle mniej istotne, że Czechow przez dwadzieścia parę lat, od „Płatonowa” do śmierci, pisał tę samą sztukę i każdy może wybrać sobie ulubioną edycję. Ja wybieram „Trzy siostry”. Z jakim wdziękiem opisuje on babską wredność: – Pani ma zielony pasek? Kochanie, to niedobrze! – Czy to zły omen? – Nie, po prostu nieładnie… Przecież to piękne.
– Jakoś się nie dziwię, że ci się podoba.
– Taaaa… W każdym razie wracając do Wyrypajewa, to nie Czechow się popsuł ani wy w roli widzów, tylko to był po prostu bardzo źle zagrany spektakl. Mimo wybitnej obsady.
– No właśnie: Seweryn, Budzisz-Krzyżanowska, Maciej Stuhr…
– Mimo tego wszystko było nie tak. Jakoś to było zagrane jak serial sensacyjny: głośno, agresywnie, w ogóle nie było tam nostalgii, która stanowi istotę dramatów Czechowa. On co prawda tak nie uważał, bo twierdził, że pisze komedie i Stanisławski strasznie go wkurwił, wystawiając „Wiśniowy sad” na smutno i jeszcze robiąc szwarccharakter z Łopachina, który w zamyśle Czechowa był pozytywistycznym protagonistą, pchającym Rosję w kierunku postępu. Może więc Wyrypajew postanowił zagrać Czechowa tak, jak to Czechow napisał, ale mnie to nie przekonuje. Ale myślę, że tak naprawdę nikt już w Polsce nie umie grać Czechowa, bo wszyscy, co umieli, umarli. Zapasiewicz, Voit, Pawlik, Walczewski, Kamas, Łomnicki, ostatnio Kowalski.
– No i gdzie ta twoja Polyanna?
– Ale my żyjemy!
Całość na łamach
A może Tygodnik NIE zrobiłby historyczny krok naprzód, od Czechowa mierząc, i wystawiłby sztukę amatorską „Inżynier Siergiejew”?
Zwracam się do was, bo nikt inny nie chce tego zrobić.
Napisał ją w latach 40-tych Ludowy Komisarz NKWD, Wsiewołod Mierkułow, ciekawa i tragiczna postać.
Tematem sztuki jest rozterka inżyniera, który zbudował fabrykę, a potem otrzymał rozkaz zniszczenia jej, aby nie wpadła w ręce faszystowskiego wroga.